Jak Wy radzicie sobie z odrobaczaniem Waszych futer?
U nas jest bardzo ciężko :-(
Rysia się w miarę daje i choć czasem zdarzy się jej wypluć tabletkę, to można ją przytrzymać i zmusić do połknięcia, ale Gacki ... o, co to, to nie! Tu już jest zawsze wyższa szkoła jazdy. Gacek jest mistrzem w przechowaniu tabletki w paszczy, udawaniu, że ją połknął i jak tylko go puszczamy - wypluciu i ucieczce.
Kocia natomiast drapie, gryzie i generalnie byłaby w stanie nas rozszarpać za te tortury, które jej serwujemy. Żadne patenty z ukrywaniem tabletki w przysmakach nie wchodzą w grę. Robimy więc tak - zawijamy delikwenta w ręcznik - tak żeby tylko łepek mu wystawał, bierzemy tabletkę w pincetę (można obtoczyć w maśle), otwieramy na siłę paszczę i wkładamy do gardła, walcząc w międzyczasie z wierzgającą paszczą ;-) Potem trzeba przytrzymać pyszczek, masować po gardle (żeby zachęcić do połknięcia) i uważać żeby sprytny kot nie wypluł tabletki. Proste?
Muszę napisać, że dla mnie obserwowanie tego (a robi to Grzesiek) to chyba gorsza tortura niż dla kotów. Wiem oczywiście, że są środki odrobaczające na kark, ale ich cena ...
Przynajmniej w tym względzie Rysia pozytywnie się wyróżnia :-)
Za słynnym Pawlakiem można powtórzyć, że "kot w niewolę popadł" ;-)))
Oj podawanie tabletek jest stresujące. My kotom podajemy tabletki razem. Karol łapie kota za kark a ja otwieram paszczę i wsuwam tabletkę. We dwie osoby jest najwygodniej. Chwyt za kark dobrze pacyfikuje kota. Zazwyczaj tabletkę też obtaczam w maśle, żeby miała poślizg.
OdpowiedzUsuńBoję się trochę środków na kark - mam od razu wizję, że to zlizują.
A oczywiście żadne podawanie w przysmakach nie wchodzi w grę. Zawsze wyczują i wykombinują tak aby nie zjeść :-)
OdpowiedzUsuńja muszę sobie radzić sama i trochę trwało zanim opatentowałam sposób, bardzo pomocny był w tej kwestii Miki który jako zwierz chorowity tabletki lub zawiesiny podawane ma dosyć często. ja łapię kota " siadam na nim " oczywiście nie dosłownie i jedną ręką otwieram mu paszczę a drugą głęboko do gardła wrzucam tabletkę. leki w płynie lub zawiesinie podaję ze strzykawki wstrzykując je kotu do pyszczka ale na policzek tak żeby minimalnie czuł smak ( lek o smaku pomarańczy to dla mnie i Mikiego był koszmar, ale dzieciom pewnie tak jest łatwiej ) i żeby jak najwięcej połknął a nie wypluł. ostatnio podanie smekty zakończyło sie myciem podłogi i części mebli w pokoju. wszystko da się wytrenować nawet obojętność na kocią rozpacz, chociaż to bardzo trudne, wszystko to przecież dla ich dobra. uszy do góry koty nie chowają urazy długo.
OdpowiedzUsuńBazyl dostaje na kark, bo jemu pyszczka nie sposób otworzyć. Filek wszystkie tabletki (a przyjął ich przez pierwsze tygodnie całkiem sporo) dostaje w maśle do pyszczka. Obwinięty uprzednio w ręcznik oczywiście. Czasem zamiast ręcznika miał zakładany kawałek niebieskiego koca z wyciętym otworem na głowę. Nazywany był wtedy muszkieterem.
OdpowiedzUsuńJa każdemu najgorszemu kotu włożę do pyszczka tabletkę.
OdpowiedzUsuńi połknie czy chce czy nie.
Robię to bardzo szybko w ułamku sekundy.
Musiałabym pokazać jak to robię , ciężko opisać.
Lewą ręką trzymam za głowę tak ,
że dwoma palcami przytrzymuję z góry szczękę.
Druga ręką otwieram palcem pyszczek
i wkładam tabletkę na tył języka wywołując odruch łykania ,
ale nie odruch wymiotny :-)))
I już połknięte.
Robi się to szybko, raz, raz.
Ale nie umiem obcinać pazurów kotom ... buuu...
My też mieliśmy duży problem z Beatką, bo nie chciała, ale potem w kawałeczkach tabletka z dobrym jedzonkiem jakoś poszła do żołądka:). W sumie lepiej dawać całą, ale na pomysł z masłem nie wpadłam:) Pozdrawiam serdecznie! Karina
OdpowiedzUsuńPopiołek grzecznie wszystko łyka :)
OdpowiedzUsuńGorzej z Hinusławem :( Tak długo trzyma w paszczy jak się da :) Na dodatek patrząc w oczy udaje, ze łyka :( Ale my już o tym wiemy i dajemy cos pysznego by popchnęło tabletkę:)
Ewo - no to mamy podobnie :-) Ja w sumie Grześkowi asystuję, ale to nie na moje nerwy - koty piszczą, wyrywają się - coś okropnego, brrr
OdpowiedzUsuńMiko - to ostatnie zdanie jest bardzo pocieszające - nawet po 20 minutowym horrorze ze zmuszaniem Gacka do połknięcia - minutę po fakcie jest tak samo przyjacielski i kochany jak wcześniej :-)
Przemku - fajny patent z tym kocem, Filemonkowi do kompletu pasowałby jeszcze tylko kapelusz i szabelka ;-)))
Krysiu - zamieszkaj z nami :-)))))) Taka osoba bardzo by się przydała :-) A co do pazurów - my tam nie obcinamy, koty sobie zdrapują na drapakach :-)
Karino - przy tylu doradzających osobach - zawsze można jakiś patent odkryć :-) My dzielimy tabletkę na dwie części - jakoś tak się naszym futrom łatwiej połyka.
Sabinko - też dobry patent :-) Musimy tak spróbować - jak już tabletka w pyszczku - podać np. kawałek wołowinki. Zobaczymy jak to przejdzie następnym razem.
Pozdrawiam wszystkich :-)
Dwukrotna próba podania tabletki Demonowi skończyła się jej szukaniem pod komodą, bo kiedy już byłam pewna, że kot ją przełknął, ten gapiąc się na mnie bezczelnie wypluł ją najdalej jak mógł! Dusza też nie da sobie podać tabletek, z trudem nawet zawiesiny do pyska.
OdpowiedzUsuńWięc moje dostaję spota na kark.
U nas też łatwo nie jest . Kotki cwane ,jak już myślisz że połknął to potem znajdujesz pod fotelem ,albo i nie znajdujesz a wiesz że nie połknął -/Tak więc też ostatnio preparat na kark ,chusteczka na szyję do wyschnięcia i spokój ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie cudownym wynalazkiem jest olejek aplikowany futrzakowi na kark. Działa wewnątrz i na zewnątrz co dało się zauważyć jak pierwszy raz odrobaczałam Rudiego. Jedynym minusem jest cena, przy jednym zwierzaku nie jest źle, ale dla kilku to już wydatek.
OdpowiedzUsuńPodawanie Rudiemu tabletki jest tylko dobrowolne, podanie na siłę kończy się całodniowymi torsjami i sprzątaniem całego domu :).
Pozdrawiamy Aniu:)
will.ow i amyszko - myślę, że to oszczędza i Wam i kotkom dużo stresu. A te futrzaste bestie to aż za sprytne są ;-)))
OdpowiedzUsuńBasiu - pewnie, nie ma co na siłę podawać, gdy kot tak reaguje, zwłaszcza, że są inne sposoby :-)
Aniu, myślę, że te torsje to psychika rudego, bo odstawia pokazówkę wtedy.
OdpowiedzUsuńWpierw jest na łóżko, a potem tak żebyśmy przy tym byli :)
No cóż, jak trzeba mu podać i jest chory i dobrowolnie nie chce to idziemy na zastrzyki :)
Dobrze, że póki co mamy weta blok dalej, jak się przeniesiemy nie będzie tak różowo :)
Barbarko - nie martw się z tym wetem - my do naszego jeździmy 15 km do Rzeszowa i jeszcze na drugi koniec miasta (każda taka okazja jest wypominana przez G.), ale co zrobić - tamten wet jest świetny, a ten co ma gabinet 2 km od nas - jest do bani.
OdpowiedzUsuńA z Rudiego niezły manipulator wyszedł ;-)
Hej:) mój ukochany widok- zawinięty w ręcznik kot, który i tak się z tego ręcznika cudem oswobadza! dziękuję za życzonka i ściskam oraz głaszczę Ogoniaste!:)))
OdpowiedzUsuńmoje koty dostają zwykle na odrobaczanie pastę i bardzo im to smakuje, a jak akurat nie, to posmarowane łapki trzeba wylizać bez względu na smak. Tabletki zwykle rozgniatamy i rozpuszczone w niewielkiej ilości wody aplikujemy do pyszczka z pomocą strzykawki.
OdpowiedzUsuńWszystko obejrzałam (rozczulające pozycje kocich duetów). Czapeczka bardzo mi się podoba i może się skuszę, ale dawno na drutach nie robiłam.
Basiu - dziękujemy :-)
OdpowiedzUsuńPani Haniu - a nie wysmarują zaraz tą pastą na łapce całej podłogi???
A drutowanie warto sobie odkurzyć - dla siebie lub Zuzanki :-))))
Łapki posmarowaliśmy Lei resztką pasty - odskoczyła na dwa metry i od razu myła łapeczki.
OdpowiedzUsuńDzielni jesteście, ja zawsze proszę o aplikację weterynarza, wpycha po prostu do paszczy i przepycha dalej masując gardło...zawsze mam obawy że koty zaczną się dławić...
OdpowiedzUsuńPasta jest znacznie łatwiejszaw aplikacji, nie wiem czemu podają ją u nas tylko maluchom...
http://mojmainecoon.blogspot.com/
Ja też bym wolała żeby robił to wet, ale mamy do niego dość daleko i w sumie szkoda jechać, więc zawsze G się męczy ;-)
OdpowiedzUsuńJa akuratnie mam weterynarza praktycznie pod domem, mogę w kapciach wyjść. Ale rozumiem Was.
OdpowiedzUsuń