Zapraszam dziś na długi wpis, bo i tematów się nazbierało. Po pierwsze primo, jak mawia Ferdynand K., ukończyłam kolejny dziewiarski wyrób. Jest to sukienka na drutach na okrągło , bezszwowo, od dołu. Męczyłam się z nią około 1,5 miesiąca, włóczka to cieniutka bawełna Virginia, druty okrągłe 2,5:
Namęczyłam się z nią na tych cieniutkich drutach, ale jestem zadowolona z efektu. Jakieś tam drobne błędy teraz widzę i niby mogłabym kawałek spruć i poprawić, ale już mi się nie chce ;-) A chodzi o to, że za głębokie wcięcie na pachy zrobiłam, ale sama sobie wymyślałam ten projekt, więc i błąd się mógł przytrafić.
To była pierwsza nowość. Teraz czas na drugą: moi rodzice zapatrzyli się na nas i postanowili zamienić miasto na wieś. Zrobili to w tempie ekspresowym - na początku roku padł pomysł szukania domu, a dziś od dwóch dni już w domu mieszkają. Zamienili mieszkanie w mieście w bloku na domek na wsi. Jeszcze są w trakcie remontu i przeprowadzki, ale już na swoim! Te piękne ogrodowe pejzaże na zdjęciach powyżej to właśnie nowa działka rodziców. A oto ich "rezydencja":
Tak jak już napisałam - w środku panuje ciągle zamęt przeprowadzkowo-remontowy, więc wrzucam tylko fotki perełek, wypatrzonych przez mamę w sklepie z używanymi meblami:
... a także zdjęcie cudnej podłogi - już wycyklinowanej i polakierowanej:
A na koniec największa rewolucja czyli nowy kot :-)
W zeszłym tygodniu kuzyn jechał do rodziców pomagać przy remoncie, zatrzymał się na stacji benzynowej, a wtedy do auta wpakowała mu się malusia, zabiedzona kociczka. Kuzyn stwierdził: "nie mogłem jej nie zabrać" i przywiózł mamie, która od jakiegoś czasu zastanawiała się czy nie "zaopatrzyć się" w kota. A ponieważ u nich jest ciągle jeszcze dużo zamieszania dziś przywieźliśmy małą Lusię (bo tak ją nazwali) do nas na tydzień lub dwa, żeby mogli sobie w tym czasie wszystko spokojnie pourządzać. Przy okazji zabierzemy jutro małą do weta na badania, odrobaczanie i szczepienie. Jak możecie sobie wyobrazić mamy w domu rewolucję październikową. Malutka jest przeurocza, straszny z niej pieszczoch, jest przy tym ogromnie ufna i bardzo lubi ludzi. Jest też wulkanem energii i strasznie bryka, jak to mały kotek. Natomiast nasze dwa starszaki, które zawsze były dla mnie takie malutkie - nagle zrobiły się olbrzymami :-) No i boją się tego małego żywego sreberka. Kocia zwiała na górę, osyczawszy (fajny imiesłów) przedtem Małą kilka razy, Gacek jest z nami na dole, ale Lusia ciągle go zaczepia i chce się bawić, a on syczy i paca ją łapką. Oj, czeka nas ciężki tydzień. Ale wiem też, że jak ją będę oddawać, to będzie mi baaardzo smutno, nie da się nie pokochać tego małego bąka :-)
Fotki u rodziców:
A tu już u nas w naszym kocio-ludzkim domeczku:
Tym sposobem staliśmy się domem bardzo tymczasowym dla Lusi. A zanim ją wzięliśmy do auta (przeleżała całą godzinną jazdę na moich kolanach) Grzesiek wymógł na mnie obietnicę, że ją zwrócę, nawet żądał takiego oświadczenia na piśmie ;-) Ale ja przezornie nic nie podpisywałam ;-)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i wracam do mojego zwierzyńca :-)