A właśnie ostatnio nic specjalnego się nie działo, poza faktem, że egzamin zdałam i to całkiem nieźle :-) Widać Wasze kciuki działają :-)
A dziś wielka uroczystość :-) dokładnie 2 lata temu urodziły się moje bożki futrzaste. I z tej okazji postanowiłam zrobić post cały o nich - o tym jak to się stało, że się u nas znalazły i o ich początkach u nas.
Czas 2 lata temu był dla nas bardzo trudny. Ja byłam po kolejnej operacji (niezbyt udanej) i czekałam na następną, czułam się fatalnie i ledwo chodziłam. W dodatku co najgorsze - właśnie zginęła nam nasza ukochana Kocia Pierwsza, co spowodowało u nas depresję i niechęć do przywiązywania się już do żadnych zwierząt. Pod koniec czerwca miałam ostatnią (jak do tej pory) operację i gdy G przywiózł mnie do domu - musiałam długo leżeć. I gdzieś tak w tym czasie wpadło nam w oczy ogłoszenie o oddaniu 2 miesięcznych kociaków:
W Koci zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Grzesiek (o dziwo!) jakoś strasznie się uparł na te koty, ja byłam sceptyczna, bo ciągle musiałam leżeć, a z małymi kotami w domu wiadomo jak jest. Pamiętam jak dziś - była sobota, G poszedł kosić działkę - wrócił i oznajmił mi, że jedzie po koty. Kocię wybraliśmy oboje ze zdjęcia, a Gacusia G wybrał sam na miejscu - i to była chyba najlepsza decyzja w życiu!!!
Gdy przyjechali - kotki darły się strasznie w samochodzie - były oczywiście bardzo przestraszone, Gacuś zaraz wskoczył za szafę, gdzie z racji mojego stanu nie było sprzątane i wytarł swoim ślicznym futerkiem cały kurz ;-)
Na tym zdjęciu kojarzą mi się z takim kowbojami na dzikim zachodzie, którzy zsiedli z konia i penetrują nieznane kaniony ;-)
Kocia Najmalusieńsza:Po pierwszym przywitaniu z kotami poszłam leżeć, a one szybko wpakowały się mi na łóżko i zasnęły. Gacek wskoczył na mnie i polizał mnie w rękę - czym zdobył mnie na zawsze!
A za chwilę płynnie przeszły do spania:
Rozczulają mnie te ich malusie fotki. Nie do uwierzenia, że Gacek - to wielkie kocisko - był taki malutki. Ale w środku Gacuś jest taki sam, jak wtedy gdy był taki mały - chodząca miłość i dobroć :-) Grzesiek do dziś się przechwala, że sam go wybrał.
Imiona futra dostały na cześć siatkarskich libero: Gacek i Igła (Piotr Gacek i K. Ignaczak - dla niewtajemniczonych), do Gacka przylgnęło, a Igła się nie przyjęła i została Kocią Drugą.
Przez kolejne dni i tygodnie poznawaliśmy się, przyzwyczajaliśmy, były trudne momenty, gdy futra brykały straszliwie (a mieszkaliśmy w wynajętym domu, więc nie mogłam im pozwolić na roznoszenie go w puch), ja nie miałam sił za nimi biegać. Ale nadszedł chyba dość szybko moment, gdy poczuliśmy, że bez nich już nie dałoby się żyć :-)
Kto tam postawił ten kieliszek z winem ;-)?
Gacek w czasie swojej ulubionej czynności:
Tak spały sobie zanim nie zgryzły na wiór ceraty na parapecie:
Zniszczeń z ich udziałem było sporo, nawet nie będę wymieniać. Ale w końcu jak na stateczne koty przystało - uspokoiły się i teraz tylko czasem coś zbrykają ;-)
Tu fotki z poprzedniej wiosny:
Gac na tronie:
Kotki na ogrodzie starego domu:
Tu widać te "słynne" paprocie, o których tak często piszę, koty miały w nich swój schron przed obcymi ludźmi:
Wizyta mamy, po wyjęciu z koszyka wszystkich przywiezionych nam jedzeń, w środku zmaterializowały się koty:
Wyżej Kocia w rzadkich chwilach oswojenia. Bo Kocia od początku była dzikim alienem i najbardziej lubiła siedzieć sama w osobnym pomieszczeniu. Teraz trochę się to zmieniło i zauważamy, że Kocia z każdym dniem staje się coraz bardziej oswojona i nasza.
Księżniczka po sterylce (ale Gacek na nią syczał, gdy przeparadowała na miękkich nogach w tym kaftanie przez pokój):
I jeszcze "bonusik" - Gacuś asystent malarza:
Na koniec coś zupełnie nieprawdopodobnego. Po chyba roku od kiedy wzięliśmy koty, w domowej biblioteczce rodziców znalazłam taką oto książkę:
Kiedyś ją opiszę na książkowym. Pozdrawiam wszystkich, którzy przebrnęli przez tą historyczną epopeję :-)
Sto lat dla kociastych! Pięknie wyrosły z takich maluchów :) Gacek na drugim zdjęciu malarskim rozczulający! Czekam na opowieści o kocie Gacku pod właściwym adresem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Łoooo matko ależ cudny wpis. Dwa razy go przeczytałam zanim go skomentowałam :))Jak miło się wraca myślami do kocich początków. Gacuś mnie urzekł. Zresztą nie pierwszy raz ;)Jako asystent malarki jest przesłodki. U Koci Drugiej natomiast odkryłam prześliczne skarpetki na łapkach, które wcześniej mi umknęły. Wycałuj w moim imieniu te różowiutkie poduszeczki :)
OdpowiedzUsuńPo Twoim Wilddziik wpisie mogę jedynie żałować, że zajęłam się fotografowaniem moich kotów dopiero gdy założyłam bloga. Nieodwracalny błąd :(
Buziaczki
Wzruszająca opowieść :) To bardzo dobry pomysł z tym podwójnym zakoceniem :))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że kotki pomogły wyzdrowieć ;)
Sto lat w zdrówku i radości dla cudnych jubilatów ! :))
will.ow, jaguś i amyszko - dziękuję Wam bardzo :-)
OdpowiedzUsuńPiękna historia. Twoje koty są przeurocze i jako maluszki i jak już urosły. Prawda, że koty cudownie wpasowują się w nasze życie i po chwili dziwimy się jak mogło ich wcześniej nie być z nami.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wielu kolejnych rocznic z kotami i dużo zdrowia. Głaski dla kociastych :-)
ja tę epopeję znam od podszewki ;) ale i tak miło było sobie odświeżyć fakty i przypomnieć obrazy tych małych słodkich kocików :)
OdpowiedzUsuńJaguś, te skarpeteczki Koci na zdjęciu w necie nas zaczarowały. A poduszeczki wycałowałam, bardzo je lubię, choć u Koci to niełatwe - tylko na spaniu można je dotknąć! Co innego Gacek, oczywiście!
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, że nie masz "młodszych" zdjęć swoich footer, chętnie byśmy pooglądali.
Ewo - dokładnie tak jak piszesz - nie wiem jak mogłam te dwadzieścia parę lat żyć bez kota w domu :-) Teraz dla mnie koty są wyznacznikiem domowej "duszy". Dom bez kotów jej nie ma i koniec kropka!
Aga, a ja mam 2 śliczne fotki Twoje z Gackiem na kolanach, ale nie zamieściłam, bo jeszcze byś mnie podała do sądu za upublicznienie wizerunku ;-)
Dziękuję Wam bardzo za komentarze, takie miłe i serdeczne i pozdrawiam!
rozczulający wpis :)
OdpowiedzUsuńKocia bardzo do Tosi podobna z urody, a tak w ogóle to kotki są początkowo takie samodzielne, z czasem staja się wręcz namolne (taka była Trusia i będzie Leya), Kocia też będzie. Kocurki to takie trochę maminsynki i to jest urocze, a Gacek najlepszym tego przykładem. Piękna para.
Dziękuję Pani Haniu, właśnie przeczytałam wpis u Pani na blogu, zabieram się za komentowanie - a tu u mnie już Pani komentarz, ale fajnie :-)
OdpowiedzUsuńWow! Piękne!!!
OdpowiedzUsuńGratuluję urodzin i składam kocikom i Wam życzenia najszczersze, aby się Wam dobrze i długo i szczęśliwie żyło.
Książkę opisz koniecznie!!! Bardzo jestem ciekawa :)... Aż nieprawdopodobny "zbieg okoliczności"...
:)
no tak, a mój komentarz wciąło ajajajj
OdpowiedzUsuńno to sie powtórzę - "...byś mnie podała do sądu za upublicznienie wizerunku" święta racja, miej sie na baczności ;-) ja tez mam kilka fotek Waszych futrzaków, bo są jedyne w swoim rodzaju!
OdpowiedzUsuńSto lat!!!
OdpowiedzUsuńJakie słodziaki !!!!
Kociaki są cudniaste :) Duże głaski dla nich :*
OdpowiedzUsuńhttp://anek73.blox.pl
Dziękuję wszystkim bardzo :-)))
OdpowiedzUsuńgratuluję rocznicy i jako wierna czytelniczka cieszę się mogąc uczestniczyć w życiu ludzi tak jak ja zakręconych i zakochanych w kotach. wszystkiego najlepszego zwłaszcza zdrowia. bardzo dziękuję za odwiedziny u mnie
OdpowiedzUsuńGdybym nie miała kota. Gdybym nie była już zakochana w kotach - to po takim poście na pewno bym się zakochała po uszy!
OdpowiedzUsuńCudowne macie kociaczki!
Wszystkiego najlepszego dla Zdobywców Serc!
Aniu, dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńMika, również dziękuję. Ja też lubię oglądać Twoje futerka :-)
OdpowiedzUsuńprześliczne koty :) gdybyscie mieli chec poczytac troszke o wyznaniach z zycia kota to zapraszam :) dopiero zaczynamy :) kroljulian.blox.pl
OdpowiedzUsuńKocia śliczna, owszem, a zdjęcie pływackie z Tobą - pływanie synchroniczne :) - świetne.
OdpowiedzUsuńAle cóż, jednak Gacuś jest taki, że potrafi przyćmić blask innych kotów. I Pan G. jest całkowicie słusznie dumny, że to On wybrał tego malucha (sam tak chwalę się, co do kilku kotów, że przyłożyłem rękę do tego, że są z nami właśnie one, hi, hi).
Właściwie WSZYSTKIE zdjęcia z Gackiem są wspaniałe. I śmieszne, i słodkie. Właśnie takie kotki powinny mieć swoje książki. :-)
Panie Wu, zgadzam się w pełnej rozciągłości co do Gacka :-)
OdpowiedzUsuńNatomiast jeśli chodzi o Kocię, to chcąc nie chcąc muszę ujawnić wstydliwy sekret - to nie jest pływanie, to ... no cóż, pora się przyznać ... hajlowanie ;-)