środa, 17 sierpnia 2011

Izolacja

Piszę dziś tak szybciutko i bez fotek. Lusia ma straszny świerzb i musi być izolowana od naszych futer. Z Kocią nie byłoby problemu, bo i tak siedzi na górze i nie raczy nas zaszczycać swoją obecnością, ale Gacek, jak to już kiedyś pisałam, jest ciągle na dole z miną mówiącą: "tego człowieka nie dam sobie odebrać!". Warczący pies, czy atakujący koci szkrab, Gacek wszystko zniesie, żeby tylko być ze mną :-)
Mam nadzieję, że się nie zaraził od Lusi. Natomiast biedny maluszek od wczoraj jest zamknięty w pokoju i nie za dobrze to znosi. Płacze pod drzwiami, choć tak często jak tylko mogę, przychodzę do niej, głaszczę ją  i staram się z nią pobawić. A niestety potrwa to jeszcze trochę, bo za 2 dni kolejna wizyta u weta i kolejne czyszczenie uszek i nie wiadomo czy na tym się zakończy. Grzesiek, który z nią jeździ mówi, że była bardzo grzeczna u weterynarza, choć pod koniec już ją bolało.
Taki z niej przekochany stwór malutki :-) Boję się bardzo o nią i mam zamiar namawiać rodziców, żeby jej nie wypuszczali, bo chcą żeby była kotem wychodzącym. A ja bym chciała, żeby była domowym. Może coś się uda wperswadować tym moim Starszakom.
Natomiast wczoraj zanim nastąpiła izolacja - Mała uwzięła się na Gacka, zaczepiała go, chciała się bawić, polowała na jego ogon, a Gacek tylko zwiewał i syczał na przemian. No i troszkę zazdrosny był gdy siedziała mi na kolanach. Ale staram się tez wynagradzać mu tą sytuację i miziam go bez przerwy :-)
3majcie kciuki za naszego zaświerzbionego malca i za resztę domowników (w tym nas) cobyśmy się nie pozarażali tym paskudztwem.

19 komentarzy:

  1. Witaj!

    Ma ten kociak dużo szczęścia,że trafił na dobrych ludzi.Życzę ,żeby szybko wrócił do zdrowia i zakończyła się jego izolacja.
    Dla futrzaków głaski, a dla Was buziaki!!!

    M.N-Sz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Udanej kuracji życzymy Lusi, a wysokiej odporności reszcie domowników.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękujemy Ciociu i Przemku :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja akurat będę perswadować Tobie, a nie Rodzicom! Gdy ma się domek i ogród koty muszą być wychodzące! Przez 5 lat mieszkałam w mieście i męczyłam dwa koty w mieszkaniu. Po przeprowadzce były najszczęśliwsze! teraz zresztą obserwuję swoje kolejny cztery koty - wychodzenie na dwór to coś, co lubią najbardziej! Aby wyjść, budzą Mamę codziennie o czwartej rano i maszerują razem pod drzwi balkonowe. Wiem, że wiąże się to z zagrożeniami, ale lepiej, żeby żyły krócej i szczęśliwiej, niż długie lata w więzieniu!

    http://anek73.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu - muszę się nie zgodzić. Rodzice mieszkają blisko bardzo ruchliwej drogi czteropasmowej. Wypuszczony kot nie pożyłby tam długo. Ja mieszkam w bardzo spokojnym miejscu, gdzie rzadko jeżdżą samochody, ale koty u sąsiadów są rozjeżdżane regularnie, żaden nie przetrwał tu roku. Moje wychodzą tylko pod nadzorem, na godzinkę lub jak mam czas na dłużej. Ale mam naprawdę bardzo złe doświadczenia z wypuszczaniem kotów. A czy szczęśliwszy jest taki futrzak jak moje, czy wypuszczany, który pożyje kilka miesięcy? Na to nie umiem odpowiedzieć. Są oczywiście koty sprytne, którym się udaje. Życzę Ci żeby Twoim zawsze się udawało. Ja jednak nie czuję się przekonana i swoich nie będę puszczać luzem. A co do Lusi - rodzice zdecydują. Dziękuję Ci za wyrażenie swojego zdania :-) Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoje stadko

    OdpowiedzUsuń
  6. Żeby wypuszczać koty to trzeba mieć warunki.
    W Bogaczewie siedzą moje dwa , ale tam jest to możliwe,bo brak samochodów.
    Tutaj nigdy w życiu bym nie wypuściła.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio jeździmy z futrami "na wieś", gdzie mamy trawnik. Ale kociaste za nic nie chcą chodzić po własnej trawie ... Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. Nie odnoszę też wrażenia, że moje koty są nieszczęśliwe i nie zamierzam ich uszczęśliwiać na siłę wypuszczając je na podwórko!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak nie urok, to przemarsz wojsk u was ;)

    Swierzb minie- a Gacek nie ma jakichs objawów?

    Co do wypuszczania kotów. Mielismy parenascie miesiecy rezolutnego Gucia, wlasnie za rezolutny byl, niczego sie nie bal, to i w mlodym wieku pozegnal sie z zyciem. Fin jest kompletnie inny. Aut boi sie panicznie, trzyma sie ogrodów, a jak juz "musi" na zbiórke kotów pod fabryka, na serio rozglada sie na krawezniku, czy cos nie jedzie... Inna sprawa, ze na szelkach po dworze, czy wrecz zamkniety w domu, oj dalby on wszystkim popalic ;) Odpukac, konczy akurat 12 lat zycia kota, który robi co chce, biega gdzie chce, takie jego i nasze szczescie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jasna, will.ow - zgadzam się z Wami :-)

    Spirytko - póki co Gacuś nie drapie się jakoś więcej niż zazwyczaj. A mały diabeł tasmański demoluje mi pokój, w którym jest zamknięty ;-) A Finek wypracował sobie fajną strategię na swobodę a jednocześnie bezpieczeństwo. Uściskaj ode mnie tego spryciarza :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzymam kciuki cobyście nie nabyli tych pajączkowatych paskudów. Rudi do mnie przyszedł z takimi czarnymi uszkami, leczenie trwało półtorej miesiąca, w domu codziennie dwa razy żelowanie uszek i co kilka dni czyszczenie u weta. Kiedyś wetka mi pokazała w mikroskopie te potwory. Brrrr....

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękujemy Barbarko, też mamy taką nadzieję ;-) A z Luśką tylko jeździmy do weta, w domu nic nie musimy jej robić. Dziś była wizyta, a kolejna (być może ostatnia) we wtorek. Podobno ładnie się jej wszystko leczy w tych uszkach :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja mam ogromne podwórko, o ile w ogóle można to jeszcze nazwać podwórkiem... Mieszkam bardzo daleko od ruchliwych ulic i często jeżdżących samochodów, a jednak za każdym razem nie jestem przekonana czy nic im się nie stanie mimo iż zawsze bacznie obserwuję swoje futra. Anek73 koty wcale nie muszą być wychodzące, tak jak napisałaś.! Znam kilku właścicieli, których koty nienawidzą wychodzić, a co dopiero jeżeliby musiały...

    Wilddzik odpowiem na pytanie.
    A więc Dexter całkowicie się już do nas przyzwyczaił, co więcej teraz praktycznie nie obchodzi go nikt inny niż koty! (Przypominam, że dopiero u mnie zobaczył inne zwierzaki.)

    Wilddzik dziękuję za odwiedziny u mnie i zapraszam ponownie (nowe posty!).

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak jest, popieram dziewczyny. Pani Aniu, nic na siłę, nie wszystkie koty mogą być wychodzące, czasem po sterylizacji przestają chcieć się włóczyć. A takie słabe, ufne kotki i tak jak Ania pisze blisko samochodów narażać uważam za niepotrzebne. To nie tylko kwestia krótkiego życia, koty czasem wychodzą z takich wypadków kalekie, nie mówiąc o tym, że potwornie cierpią i koty i właściciele. Pani Aniu, naprawdę ma Pani szczęście do okolicy w której Pani mieszka. I nie uważam za czynienie krzywdy zwierzęciu, które nie chce wcale wychodzić, bo na przykłąd nie jest do tego przyzwyczajone i je to przeraża bo jest domatorem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Agnieszko - to w takim razie trafiliście na kociego anioła :-)

    Basiu - podzielam Twoje zdanie :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Widdzik na szczęście świerzb aż tak łatwo nie przechodzi. Dwa razy z nim walczyłam i nigdy nie było tak aby inny kot się zaraził. U Lenki wybicie świerzba poszło szybko. Mam nadzieję, że u Lusi też tak będzie.
    Co do wypuszczania. Ciężko mi zgodzić się z tym, że trzymając koty w domu je męczę. Lepiej by im było w przytulisku albo bezdomnym na ulicy? Oglądając zdjęcia kotów w ogrodach zazdroszczę bo najpiękniej wyglądają w zieleni. Ale nie wiem czy odważyłabym się na wypuszczanie kotów nawet mając dom w bezpiecznej okolicy. Ale to przekleństwo czytania forum miau gdzie nie brakuje smutnych historii.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękujemy Amyszko :-)
    Ewo - na razie nie widzę na moich futerkach objawów i myślę, że będzie dobrze :-) Lusia jutro ma ostatnią kontrolną wizytę u weta i jak wszystko dobrze pójdzie - wypuszczę ją z zamknięcia (zapewne ku niezadowoleniu moich Gacków ;-) A z wypuszczaniem - rozumiem o czym pisze Anek - kotki luźno chodzące są na pewno szczęśliwsze. Ale też krótko żyją. Każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie co dla niego ważniejsze. Dla mnie - ich bezpieczeństwo, niestety - kosztem swobody. Coś za coś.

    Pozdrawiam i dziękuję za komentarze :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Z osiedla domków jednorodzinnych moich znajomych ostatni „szczęśliwy” kot umarł na moich rękach.

    Nie wydaje mi się, że koty wychodzące są „szczęśliwsze”. Gdy od małego mieszkają w domu, nie znają w ogóle takiego „szczęścia” – nie tęsknią więc do niego, nie czują braku. A koty, którymi się opiekuje nasza znajoma karmicielka, odkąd zostały wysterylizowane, to się nie włóczą i spędzają czas w pobliżu, w jednym miejscu. Ale i tak ginąc kolejno pod kołami, otrute lub rozszarpane przez psy. W domu nie miałyby o wiele mniejszego terenu, ale by przeżyły.

    Trudno mówić o „szczęściu” kotów na wolności – to jest permanentny stres, czujność, węszenie zagrożeń i ucieczki. Nawet człowiek nie wyobraża tak sobie szczęścia.

    I argument: „na wolności żyją krócej, ale szczęśliwiej”. Niechby nawet, że to „szczęśliwiej” byłoby prawdą. Ale przede wszystkim – to szczęśliwe krótkie życie kończy się najczęściej bardzo długą i bolesną agonią…

    Wybacz, Wilddzik, że tak tu przysmęciłem, ale sądzę, że Ty się ze mną zgodzisz.

    OdpowiedzUsuń
  18. Panie Wu - zgadzam się w 100 %.

    OdpowiedzUsuń