niedziela, 11 września 2011

Gacki w gościach cz. 1

Ten weekend spędziliśmy w nowym domku rodziców razem z naszymi futrzakami. Ach co się działo - jak śpiewał Młynarski. Koty przeżyły stres, a że ogólnie one "lubią się bać", wrażeń miały co niemiara. Najpierw długa jazda - stres, potem nowy dom (stare mieszkanie rodziców już znały i miały tam swoje kryjówki) - stres, w tym domu Lusia - stres. Nie jest łatwe życie futrzaka ;-)))
Już w czasie jazdy darły się niesamowicie, ale fakt, że zostały stłoczone w jednym transporterze i mogło im być ciasno. Tak narzekałam na to, że Grzesiek zatrzymał się przy drodze, gdzie było stoisko z wyrobami wiklinowymi i zakupiliśmy dużo większy transporter. Po przyjeździe - wypuściliśmy koty, a tu , o kurka, to ten mały świerzb!!!!! Gacki rozbiegły się po domu, szukając miejsca do schowania się. Nie mogły znaleźć i zaczęły miauczeć przeraźliwie, więc mama otworzyła im szafę, w której lubiły się zawsze chować. A tu niemiła niespodzianka - bo Lusia od razu za moimi Gackami bach do szafy ;-) Ale generalnie nie było tak najgorzej - nawet szybko się oswoiły, nie obeszło się oczywiście bez syków i paców, z których Luśka nic sobie nie robiła. Moje futra szybko obczaiły też schowek w wersalce i na meblach (tam akurat Lusia jeszcze nie da rady wskoczyć). Kociasta gospodyni była zachwycona przyjazdem starszych kuzynów - ale miała raj uganiając się za nimi po domu!
Dziś zamieszczam zdjęcia moich bożków, a na oglądanie najmniejszego bożka w rodzinie zapraszam w najbliższych dniach :-)
Kocia próbująca znaleźć schronienie w meblach u babci w pokoju:
Gacek przemierzający babcine łóżko:
Kocia natomiast, jak to ona - księżniczka na wysokościach - znalazła sobie kryjówkę najwyższą z możliwych - u taty w pokoju na jego kolekcji starych odbiorników radiowych:
 Gacek lubił siedzieć na wycieraczkach (mamy w domu takie same - chyba mu to przypominało jego miejsca), a Lusia zawsze w pobliżu starszego kuzyna:
 Widać na zdjęciu brzozowy pniak, który ma służyć Luśce za drapak. Póki co mała woli drapać w wersalkę ;-)
 Najlepiej Gacuś czuł się w kuchni, na stołeczku, robiąc maślane oczy do "dziadka" i czekając na kawałki szynki:
 Kocia z rzadka schodziła "na niskości":
 Gacek sfinksikuje w salonie:
Jak widać przedpokój ciągle czeka na remont.
A poniżej nasz nowy transporter, w którym oczywiście zmaterializowała się Lusia:

W ogóle Lusia miała istny raj wraz z naszym przyjazdem. Już kiedyś pisałam, że moje futra ze stresu przestają jeść. No i oczywiście teraz było tak samo. Wyciągam suchą karmę - podstawiam moim pod nos - nie będą jeść. A kto je? Lusia. Daję im mokre, zamykam w osobnym pomieszczeniu, żeby miały spokój - nie będą jeść. A kto zje obydwie porcje? Lusia oczywiście! Potem co 15 min biegała do kuwety - chyba się przejadła ;-))) 
Najgorszy z całego wyjazdu był powrót - Kocia tak darła japkę, że ja się zaczęłam już bardzo stresować, ale jakoś zajechaliśmy. Pomagała jej moja ręka wsadzona przez kratkę do transportera ;-) Po przyjeździe koty odżyły - leżakują sobie z nami w salonie zrelaksowane i zadowolone. Nie ma jak w domu :-))))
Prosimy nie regulować odbiorników - ciąg dalszy nastąpi.

9 komentarzy:

  1. Jak na pierwszą wizytę to i tak się "przyzwoicie" zachowywały:)
    Zwróciłam uwagę na tę kolekcję odbiorników radiowych...ciekawe hobby ma Twój Tata:)
    To czekam na cdn...pozdrawiam cieplutko, Ewa:)!

    OdpowiedzUsuń
  2. To koty miały wycieczkę :-)
    Z niespodziankami...
    Dlaczego one tak nie lubią zmian...
    Wszystkie chyba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale miały wrażeń :) Wy przy okazji też
    Świetne radia, całą kolekcja.
    Działają jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie - radiowa kolekcja super! A może poświęcisz jej oddzielny wpis? Chętnie pooglądałabym te radia w zbliżeniu :)

    http://anek73.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewciu - fakt, nie było najgorzej :-) Widzę, że radia wszystkich ciekawią, tata się ucieszy ;-) Również pozdrawiam serdecznie :-)

    Jasna - no właśnie, trzęsą się i miauczą jakby co najmniej je ktoś obdzierał ze skóry, a przecież mam je od małego i nigdy żadnej krzywdy ze strony człowieka nie zaznały! Twoje Czarnulki są podobne.

    Barbarko - radia działają, ojciec je zbiera ze strychów "po ludziach", naprawia, odnawia i daje im nowe życie ;-)

    Aniu - chętnie, jak następnym razem będę u rodziców, to przygotuję foto-dokumentację + opisy :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. No mnie też ta kolekcja radiowa zainteresowała :))
    Pieniek fajny ,szkoda że Lusia nie doceniła ...
    Całkiem nieźle kotki się tam aklimatyzują :)

    OdpowiedzUsuń
  7. biedactwa, a miały mieć przyjemność. Trzeciego dnia już by jadły, ale i tak nad podziw ruchliwe były

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, faktycznie starszyzna zestresowana ale młodzież za to nadpobudliwa :)Kolekcja odbiorników radiowych nader interesująca. Ja muszę się niestety przyznać, że kilkanaście lat temu, obejmując dom w posiadanie podobne radio wystawiłam za płot. Oj, jakaż głupiutka byłam :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Amyszko - może jeszcze się przekona :-)

    Pani Haniu - musimy je częściej zabierać, to może się trochę "oddziczą" ;-)

    Jaguś - ło matko, takiego skarbu się pozbyłaś? Ja jakoś w ogóle lubię starocie, chyba mam to w "gienach" ;-)))

    OdpowiedzUsuń